Wpuszczeni w kanał

Homoloquens, 2012


Od pewnego czasu całe moje jestestwo buntuje się przeciw kanalizowaniu tematyki społecznej przez media. Gdyby jakiś kosmita wylądował wczoraj w Polsce to po jednodniowym skanowaniu czułkami najważniejszych polskich spraw doszedłby do wniosku, że Polacy dzielą się na dwie frakcje: tych co chcą kraść własność intelektualną i tych, którzy jej z całych sił bronią.

W zacietrzewieniu nie zauważamy nic innego. Uczepieni jak rzep psiego ogona płyniemy kanałem wyznaczonym nagłówkami gazet. Umykają nam nawet te rzeczy, które są dla nas ważne. Ale nie są na topie - akurat teraz, bo może będą za miesiąć, za rok. Kto skanalizowany w ACTA zauważył wysłuchanie publiczne na temat dzieci i rodziców żyjących z piętnem in vitro? A przecież to właśnie wysłuchania publiczne powinny być szczególnie nagłaśniane, bo one mają szansę uświadomić nam, że życie społeczne jest wielokanałowe. Że tego samego dnia może się dziać jeszcze coś innego, prócz protestów w sprawie ACTA, prócz nawalanek słownych w sejmie. 
I tu zadaję pytanie: czy blogerzy też muszą płynąć głównymi kanałami? Bo często to robimy, co jest o tyle naturalne, że w natłoku pracy nie zawsze mamy czas na szukanie innych tematów niż te, które same nas znajdują, potężnym tsunami wylewając się z ekranów i łamów prasowych. 

Zdając sobie sprawę z niestosowności stawiania takiego pytania na serwerze jednego z prężnych mediów [2012, TOKfm]], zapytam: może powinniśmy tworzyć swoje własne, liczne małe kanały, swoje tematy przewodnie? Może blogosfera nie powinna dublować mediów, ale raczej podsuwać inne, może mniej nośne, ale równie ważne tematy? W sumie ich nośność zależy od nagłośnienia.

Kwestia autorskich praw majątkowych jest niezwykle istotna dla każdego, kto chce korzystać z gigantycznego dorobku minionych pokoleń zebranego w tzw. domenie publicznej, a zatem dostępnego dla każdego bez żadnych dodatkowych warunków, poza tymi, które ewentualnie mają zastosowanie przy komercyjnym ich wykorzystaniu (jak domaine public payant - fundusz martwej ręki).

Wobec gigantycznych różnic, jakie kiedyś istniały w tej kwestii w Europie (między Portugalią i Niemcami różnica trwania autorskich praw majątkowych po śmierci autora wynosiła 45 lat!) regulacje wprowadzone przez UE wydają się bardzo potrzebne. 
 

goeRy2F.jpg

1. Brak podpisanych regulacji
Papua Nowa Gwinea, Afryka Centralna, Afganistan
 
2. Długość życia twórcy + 25 lat
Co najmniej tyle przewidywał nieaktualny już Universal Copyright Convention (UCC) z 1971 roku
 
3. Długość życia twórcy + 30 lat
Iran
 
4. Długość życia twórcy + 50 lat
To podstawowe ustalenia Konwencji Berneńskiej, sygnatariuszami któej są obecnie: Angola, Bangladesz, Benin, Burkina Faso, Burundi, Chile, Chiny, Egipt, Salwador, Japonia, Moroko, Nepal, Arabia Saudyjska, Singapur, Tajlandia, Tonga, Tuvalu, Uzbekistan, Urugwaj, Zambia i Zimbabwe.
 
5. Długość życia twórcy + 60 latIndie i Wenezuela
 
6. Długość życia twórcy + 70 lat
UE + Szwajcaria, Brazylia, Kostaryka, Ekwador, Izrael, Węgry, Paragwaj, Peru, Rumunia, Słowenia i Turcja, a także USA dla wielu utworów opublikowanych po raz pierwszy po 1977 roku.

Irlandia przyjmuje +50 lat dla prac literackich i +70 lat dla filmów i muzyki. Bardzo ściśle określone zasady panują w Australii…
 
W Domenie Publicznej znajdują się z zasady: prace wykonane na zamówienie rządu USA (domena gov.com), opublikowane w okresie 1964-1977 bez określenia copyright, opublikowane w USA w latach 1923-1963 pod warunkiem, że prawa nie zostały „odnowione“, opublikowane w USA w latach 1923-1963 bez noty o prawach autorskich i opublikowane w USA przed 1923 (stan na rok 2006).
 
Przed zbyt lekkim traktowaniem kwestii autorskiego prawa majątkowego ostrzega artykuł zamieszczony na stronie http://www.dlib.org/dlib/july08/hirtle/07hirtle.html, do czego wrócę przy okazji.