Najważniejsze nie szkodzić


Miriady lat temu, kiedy szkoliłam się na Strażnika Przyrody, uczono nas, że najważniejsze, abyśmy nie kompromitowali tej funkcji. „Kiedy widzisz, że twoja interwencja nie ma szans, nie interweniuj w ogóle. Najważniejsze nie szkodzić prawu, które reprezentujemy“.
Była w tym wielka mądrość. Kiedy jesteś studentką, drobną blondynką, a u twego boku stoi inny strażnik przyrody, też blondyn i też dość drobnej postury, do tego bez żadnych widocznych środków przymusu bezpośredniego za pasem, to po takim szkoleniu wiesz dobrze, że nie powinnaś zbyt wiele żądać od tych trzech rosłych górali, co na hali czeszą grzebieniami krzaczki jagód. Ba, może nawet lepiej im nie przypominać, że to park narodowy? Bo na jaką reakcję masz szansę? Czy staną jak wryci, porzucą grzebienie i do połowy wypełnione wiadra i popędzą przerażeni w dół, modląc się po drodze, by spadł deszcz i zatarł po nich wszelkie ślady? Czy staną skruszeni, międląc w dłoniach rogi chusteczek do nosa, i ze spuszczonymi głowami, wymamroczą: „Och, niech nas pani nie karze, już nie będziemy!“ 

Nie, niestety… Oni wezmą się pod boki, i zataczając od niepowstrzymanej wesołości, powiedzą, co sądzą o tobie, twej Bogu ducha winnej mamie, a być może całej rodzinie aż do trzeciego pokolenia wstecz. I wierz mi, nie będą to słowa miodem płynące. A potem wrócą do swej roboty, czyli do ogołacania krzaczków z liści. Oczywiście, jeśli będziesz miała szczęście. Bo jak nie, to po prostu zerwą ci twą odznakę Strażnika i rzucą w krzaki, a przy okazji dadzą solidnego kuksańca. I to będzie taki koniec interwencji, o jaki nam nie chodzi. Bo chodzi o skuteczność, o odstraszenie, ale również o edukowanie. 

Przyszło mi to do głowy, gdy usłyszałam wyrok na Kiszczaka za udział w zbrojnym gangu. Zabawniejszej klasyfikacji już się nie udało wymyślić? I śmieszniejszego wyroku? Czy nie można było postawić ich przed Trybunałem Stanu? Być może nie, nie znam się na tym zupełnie. Ale czy w takim razie nie lepiej było zostawić osąd ich czynów historii? Jaka to pociecha dla pokrzywdzonych, że dowiedzą się iż winę Kiszczaka „wyceniono“ na dwa lata w zawieszeniu na pięć? Czyli, że niby pójdzie siedzieć dwa lata, jeśli w czasie nadchodzących pięciu lat ogłosi znowu stan wojenny? Albo razem z kibolami zdemoluje wóz telewizyjny? A może zatrudni się u jakiegoś Baraniny jako inkasent należności od restauratorów? Toż on ma 87 lat - szansę na recydywę, a tym samym na odsiadkę, ma niewielką. A jeśli tak, to jego przestępstwo wyceniono tak, jak wycenia się wykroczenia o małej szkodliwości. Już lepszy byłby dwuletni dozór elektroniczny, bo z tego wyroku to pewnie sobie żartuje. No, chyba że chce wziąć jakiś kredyt. Dla kredytów wyrok w zawieszeniu jest wręcz katastrofalny. Tylko dla kredytów.

Jeśli zatem nie było sposobu, aby dowieść szkodliwości stanu wojennego i szkodliwości pana Kiszczaka, i pana Jaruzelskiego, to może lepiej było nie podejmować w ogóle interwencji i pozostawić tych panów osądowi historii? Nie powinno się wystawiać prawa na pośmiewisko ludzi, którym na rękę jest to prawo postponować. Już woła ten i ów (ten sam i ówże, co zawsze), że Kiszczak w III RP dostał jak za kradzież kury. I szczerze mówiąc, trudno z tym polemizować.