Krótki wpis o czwórce

Człowiek uczy się całe życie. Oczywiście jeśli ma ochotę i jest w stanie przyjąć prawdę dość oczywistą, ale jednak czasem trudną do zaakceptowania, że istnieją dziesiątki kwestii, zagadnień i dziedzin, w których jest ignorantem.

Od kiedy zdałam sobie z tego sprawę, świat na nowo zrobił się ciekawy.

To kolejny przyczynek do dyskusji o doskonałości, o tym, że pewnie nie istnieje, a jeśli nawet jest, to sama jest sobą nieziemsko znudzona. Może dlatego powstała idea boga jako istoty doskonałej, że nie umieliśmy sobie wyobrazić, by doskonałość istniała gdzieś bliżej nas, a gdy zaczęliśmy go sobie przybliżać, to zaczęliśmy nadawać mu cechy ludzkie, które coraz bardziej upośledzały jego doskonałość?

Bóg-piorun Neandertalczyka jest doskonały, bo ten nie opatruje go żadnymi cechami ludzkimi. Bóg-człowiek, no cóż, sami wiecie, jak to z tymi bogami w ludzkim ciele bywa. Wojna trojańska, Holocaust, i inne… Nie mnie bogom wypominać ich niedoskonałości.

Ale miało być o ciekawości świata. Otóż od kiedy uświadomiłam sobie, że jestem głąbem w zakresie tysiąca kapitalnych zagadnień, świat nabrał nowych barw. Nagle zorientowałam się, że jeśli przyjdzie mi szybko wyzionąć ducha, to opuszczę ten świat w stanie kompletnej ignorancji w takich ciekawych dziedzinach jak sztuka, historia, kosmos, brydż, a nawet biologia, bo moja wiedza biologiczna zatrzymała się na - powiedzmy - początkach genetyki molekularnej.

Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że skoro interesuje mnie tyle rzeczy, to nie mam już czasu na studiowanie jednej dokładnie. A studiowanie po łebkach naraża mnie na to, że po roku wszystko z mej sklerotycznej pamięci wywietrzeje, ba, nawet nie będę pamiętała, czy czytałam już tę książkę, czy nie… Co robić, jak żyć?

Tu w sukurs przychodzi znienawidzony przez niektórych Internet, i blogowanie. Oczywiście można prowadzić dziennik w zeszycie, ale Internet wymusza większą systematyczność.

Dziennik prowadziłam od kiedy pamiętam, ale było z tym tak, jak w tym kawale o rzucaniu palenia. Setki razy prowadziłam dziennik. Dopiero blogowanie wymusza na mnie jaką taką systematyczność. A zaczęłam blogować w 2005 roku, kiedy PiS doszło do władzy i rozkręciło batalię o lustrację. Mój wpis o noszeniu opornika cytowano w kilku miejscach. Ale z jakiegoś powodu zlikwidowałam ten blog, trochę tak, jak co jakiś czas przestaję pisać dziennik w zeszycie.

Choroba, miałam dać króciutką notkę o ewolucji czwórki, a myśl mi gdzieś lata po peryferiach starczego rozumu.

A zatem czytam ja sobie dziś, a właściwie przeglądam, odzyskując z wolna równowagę psychiczną po wizycie u fryzjera, książkę o ewolucji alfabetu, i znów jak obuchem w świeżo utrefioną czuprynę trafia mnie świadomość, że nic o tym wszystkim nie wiem.

O tym TEŻ!!! Czy wiecie, na przykład, że J powstało dopiero w 4 wieku n.e., bo wcześniej by zapisać tę głoskę pisano literę I nad drugą literą I?

A czwórka też wcale tak nie wyglądała jak teraz, tylko przypominała wstążeczkę, którą czasem przypinamy do poły na znak żałoby lub solidarności z jakimś ruchem społecznym? Dopiero potem ktoś ją przekręcił, obciął jeden koniec wstążki i… jest czwórka, jak należy…

(I taki miał być ten wpis, krótki, jak na co-dziennik przystało. Mało znaczący, odnotowujący jedynie jakąś myśl lub wydarzenie. Ale skleroza trzyma wodze myśli starczą, słabą ręką, więc poniosły niepokorne hen, aż ku doskonałości…)

grX1uAg.jpg