Blogowanie dla pamięci


Czas spojrzeć prawdzie w oczy - nie jestem typem prawdziwego blogera. Prawdziwy dba o dyskusję, zachęca ludzi do czytania, zagląda namiętnie na inne blogi, trochę z ciekawości, a trochę w nadziei, że inni w zamian też do niego zajrzą. Na moim blogu cisza, bo to bardziej śmietnik mojej pamięci niż uczciwy blog. Znaleźć tu można wszystko, przysłowiowe mydło i powidło. Nawet nie chce mi się już zamieszczać info o tym, czego szukają u mnie ludzie – rozpiętość tematyczna jest tak duża, że trudno znaleźć jakiś trend.

Wszystko dlatego, że ten blog to jakby zapis mojej codzienności. Gdy tłumaczę jakąś książkę, zamieszczam ciekawe cytaty, gdy robię zdjęcia BW, wklejam fotki BW, a gdy bawię się gumą, pokazuję, co mi wyszło. I co z tego wynika? Śmietnik, ba, cała góra śmieci, i to nie dlatego, że te rzeczy są bezwartościowe, tylko dlatego, że są tak bardzo różne, dotykają tak różnych tematów.

A na domiar złego, zupełnie nie mam potrzeby zwierzać się na ekranie – ot, my home is my castle, nie lubię zapraszać obcych do mojego życia. Choć ci, którzy zaglądają to częściej, z pewnością sporo już o mnie wiedzą, a gdy zaczynają komentować, jakby przestają być obcy.

Trzeba spojrzeć prawdzie w oczy: ten blog to taki dość suchy notatnik, pełen krótkich, lakonicznych lub sarkastycznych notek o mijającym czasie. Od czasu do czasu decyduję się na jakieś dłuższe komentarze, ale z nich też nic nie wynika. Ale po tylu latach, szkoda mi kasować blogi, zwłaszcza te, w których zamknęłam już jakiś kawałek swego życia.

Niech więc sobie wisi na stronie – już dziś mi się przydaje, gdy do drzwi puka wujek Alzheimer. Gdy coś mi wyleci z głowy, pierwsze co robię, to sprawdzam na blogu. I gdy nie znajduję – zapisuję właśnie tu, by następnym razem znaleźć tę informację i nie musieć szukać w książkach czy w necie. I niech tak będzie – tylko że to żadne blogowanie. A ja jestem Keine Bloger!