Bój się bloga

Bój się bloga…

Wpis archiwalny

Co jakiś czas napada mnie chętka na blogowanie. Takie z krwi i kości, na tematy “żywo nurtujące” obywateli. Pióro mam lekkie, tak się nadal mówi, choć dziś już to niewiele znaczy, więc zasiadam i piszę, komentuję, wrzucam na blog… I ZONK!

Zonki mogą być różne… Albo nikt tego nie czyta, albo nie komentuje, albo wreszcie pod wpisem pojawiają się komentarze, które nie dość, że nie przedstawiają żadnej wartości merytorycznej, to jeszcze są pisane paskudną polszczyzną. Blog może też posłużyć jako nośnik kretyńskich czy wulgarnych reklam. Ale najgorszy zonk jest wtedy, gdy pod wpisem robi się polskie bagno.

Polskie bagno to takie cuchnące bajoro, w którym z lubością pławią się ludzie zakompleksieni, nudni, niedouczeni, a czasem podobno tylko dobrze wynagradzani za to, by się w tym cuchnącym błocku kąpali. Nie uwierzycie, ale do niedawna nawet nie wiedziałam, że za coś takiego można płacić. I oczywiście nie przychodziło mi nawet do głowy, że ktoś może się babrać w tej mazi za pieniądze.

Internet powoli zmienia się w śmietnik. Wrzucam hasło, szukając blogu Azraela, a wyskakuje mi strona Blox.pl z taką oto reklamą:

002460.jpg

A Azrael pisze o polityce… Co mnie obchodzi cały ten plotkarski śmietnik i rozmiar biustu jakiejś kobiety? I dlaczego “Gazeta.pl” to poleca? I dlaczego właśnie starej babie, co szuka blogu Azraela?

Miałam kiedyś dość popularny blog na Wordpress.com. Miał wielu obserwatorów, sporo ludzi komentowało. Myślałam, że tam już zostanę do końca moich dni, gdy kiedyś zadzwonił syn: Mamo, co się na tym twoim blogu dzieje? Czemu tam pokazują reklamę jakiegoś grubasa, który trzęsie brzuchem? To takie nieestetyczne…

Oczywiście nic o tym nie wiedziałam, bo reklamy wyświetlały się tylko czytelnikom, a nie autorom bloga. To była tzw. “nowa polityka” Wordpress.com, taka “jawność przez tajność”, która zrobiła z tej dobrze prosperującej platformy maszynkę do pieniędzy. Zaczęły się pojawiać reklamy, do tego zupełnie niedostosowane do treści blogu. A to był fajny blog, o fotografii, przyrodzie i sztuce… Ta obleśna reklama tam nie pasowała. Oczywiście mogłam wykupić blog bez reklam, za jakieś sto dolarów rocznie. Ale nie chciałam, bo uważałam, że to ja wnosiłam na tę platformę wartościowe treści. Skasowałam blog, uciekłam z Wordpressa i przez jakiś czas miałam kaca moralnego, bo czułam, że zostałam wykorzystana.

Kiedy w Polsce zaczynał się Internet, wydawało się, że to będzie cudowne miejsce wymiany poglądów, dyskusji (pamiętacie fora dyskusyjne?) i fantastyczne źródło wiedzy. Tymczasem powszechna dostępność Internetu okazuje się dla niego zabójcza, bo dziś smartfon z internetem może mieć za mniej niż 30 zł miesięcznie każdy troll, a tak negatywnie oceniane kiedyś trollowanie (pamiętacie netykietę?) rozwinęło się i rozrosło w powszechną internetową mowę nienawiści.

Niedawno, zupełnie niechcący, schodząc górskim szlakiem, podsłuchałam rozmowę trójki bardzo młodych ludzi, świeżo po szkole średniej. Rozmawiali oczywiście o Internecie i o tym, co lubią w nim robić. W pewnej chwili chłopak zapytał:

— Ej, a wy też hejtujecie pod wpisami?

Jedna z dziewczyn się obruszyła:

— Nie, ja nie hejtuję! Nienawidzę tego…

Druga zaś zaśmiała się i powiedziała:

— A ja tak, lubię wkur… ludzi. A najbardziej lubię hejtować pod wpisami takich, co to myślą, że wszystko wiedzą, a to wszystko śmiecie. Albo pokazują zdjęcia, które zrobili, jakieś domy, ludzie, drzewa. I jeszcze chcą, żeby o tym g… dyskutować! To wtedy piszę im, że jest do dupy ta fota. I myk, po godzinie foty nie ma, razem z komentami, że cudna fotka… A ja mam ubaw!

Coś mrocznego rodzi się w Internecie, jakieś zło budzi się w jego otchłani. Marzy mi się jakaś Drużyna Pierścienia, która temu złu ukręci łeb, która tę samonakręcającą się spiralę brudów skieruje w ogień oczyszczenia. Bo jeśli jest tak, jak pisał Lem, i ilość produkowanych śmieci jest wprost proporcjonalna do poziomu rozwoju cywilizacji, to po Internecie można sądzić, że nasza cywilizacja zbliża się do szczytu. A przecież szczyt to koniec, z którego droga wiedzie już tylko w dół.